Zazdroszczę Anglikom. Zazdroszczę, że mogą tak łatwo zwiedzać miejsca związane z ich słynnymi dziewiętnastowiecznymi pisarkami: Jane Austen, Mary Shelley i siostrami Brontë. Nie zgodzę się z zarzutem, że to atrakcja tylko dla romantycznie nastawionych, egzaltowanych panien. Ja jestem czterdziestolatkiem z brodą i brzuchem, a jednak znajduję w tym upodobanie. Szkoda, że nad Wisłą turystyka i edukacja historyczna jeszcze nie są na tym poziomie. Dowód: co tam pisarki, nawet podwójna noblistka Skłodowska-Curie nie doczekała się jeszcze porządnego muzeum! Cóż, łatwiej nazwać jej imieniem ulicę albo most…