Kiedy jeździłem z ojcem po Mazurach, po okolicach mojego rodzinnego Ełku, wypatrzyłem niewielki, odrestaurowany poniemiecki cmentarz. Jeden nagrobek zwrócił moją uwagę. Napisy były po niemiecku, ale nazwiska mazurskie, brzmiące z polska. No i te daty… Najwyraźniej rodzice postawili tę tablicę dwójce swoich synów, którzy zginęli w ciągu jednego tygodnia latem 1941 roku, na dwóch różnych frontach. Jeden na wschodnim, ani chybi podczas ataku III Rzeszy na ZSRR. Drugi był lotnikiem w Grecji.
Nie wiem, jakimi byli żołnierzami. Nie wiem, czy odpowiadali za zbrodnie wojenne. Nie wiem, czy rodzice byli z nich dumni. Ale sam mam dwóch braci i nie wyobrażam sobie podobnej tragedii. Wiem, na wojnie zdarzają się dużo gorsze rzeczy. Jednak ten nagrobek na zawsze utkwił mi w pamięci.